Od dłuższego czasu gdzieś tam w głowie siedziała botwinka, więc jak zobaczyłam młode buraczki w sklepie to w sekundzie zapragnęłam ich ;-)
I tak powstała moja botwinka. Za dzieciaka niz znosiłam tej zupy, ale teraz tęsknie za zapachem i smakiem tej robionej przez mamę.
Nie będzie to nawet przepis inspirowany tym mamy, bo go nie znam, a nie miałam czasu zadzwonić i się zapytać, mój organizm domagał się zupy tu i teraz.
Pomyślałam zupa jak zupa i wzięłam się za gotowanie.
Przybliżony przepis to:
kępa młodych buraczków (od korzenia po liście - nic się nie może zmarnować)
5 średniej wielkości ziemniaków
1 duża starta na grubych oczkach marchewka
posiekany szczypiorek
3 gotowane na twardo jaja
kawałek pora
1l bulionu warzywnego
mleczko kokosowe do zabielenia
Gotujemy jak każdą inną zupę. Doprawiamy jak lubimy. Zupa była pyszna (Kai pochłonoł całą michę i następnego dnia w żłobku również) , a jedyne czego mi w niej brakowało to tego cudownego koloru. Następnym razem dodam mnie, albo zrezygnuję z liści. Próbowałam tych liści, młode świetnie nadawałyby się do sałatki z pomidorami i dobrym dresingiem.
Botwinkę naprawdę polecam, wykorzystajcie czas kiedy można je dostać. A tym nie lubią, radzę, spróbujcie przygotować ją po swojemu.
Smacznego
Joanna
Uuuuwielbiam botwinkę! :)
OdpowiedzUsuńChyba sobie taką zupkę strzelę :)
OdpowiedzUsuń:-)
UsuńUwielbiam! :) Ja zawsze też dodaję buraczka i listki, wtedy jest kolorek :)
OdpowiedzUsuńa widzisz jakoś mi umknęło bo sprzedawane były bez korzenia.
UsuńUwielbiam botwinkę :)
OdpowiedzUsuń